WYRWAĆ CIĘ ŚMIERCI
Wyrwać Cię śmierci już się nie da.
Nie wrócisz do mnie nigdy już,
choćbym miał piekłu duszę sprzedać.
Zresztą, tam mają dosyć dusz.
Przyjęli by ją pewnie w komis
złamany płacąc za nią grosz.
Najwyżej by pomogło to mi
kupić na łzy dziurawy kosz.
Może więc zwrócić się ku Niebu,
pokornie modlić się i łkać
prosząc: azali... zawżdy... przebóg...
zaiste... jako żywo... snadź...!
Niebiańska litość w żadnych brzegach
nie ma granicy, ale cóż:
wyrok kasacji nie podlega.
Amen w pacieżu. Ani rusz.
Z sercem złamanym naprzód kroczę,
a gdy śmierć spotkam twarzą w twarz,
zepchnę ją z drogi na pobocze
z pogardą mówiąc jej: A masz!
Nie zlęknie się, bo nie jest taka,
wyciągnie swą kościstą dłoń,
za kark mnie ujmie jak szczeniaka
i rzuci tam, gdzie Boże broń.
Tu ją podejdę, tę marudę.
Przysługę odda mi w sam raz.
Dotrę do Ciebie jakimś cudem,
i nic już nie rozdzieli nas!
Z powrotem