U MNIE W KUCHNI STRASZY

U mnie w kuchni straszy
jakieś drańskie licho,
jęczy jak sto diabłów,
i nie chce być cicho.

Choćby ktoś odwagę
miał tęgiego zucha,
zadrży z wielkiej trwogi
gdy tego posłucha.

U mnie w kuchni straszy,
straszy nie na żarty,
przechodzi sam siebie
bies dziwnie uparty.

Sam nie wiem dlaczego
w kuchni jeszcze bywam,
tam wszystko struchlałe:
mleko, chleb, warzywa...

U mnie w kuchni straszy
aż mi więdną uszy,
wlazło licho w ściany
i z wolna je kruszy.

To już pewnie lepiej
byłoby mieć grzyba,
który by po cichu
ściany zżerał chyba.

U mnie w kuchni straszy,
od świtu do nocy,
tłucze się, łomoce,
i znikąd pomocy.

Może kiedyś przyjdzie
jakiś egzorcysta,
i to liche licho
wymiecie do czysta.

Lecz tymczasem straszy,
więc ja na pokoje
mknę jak poparzony
bo tam mniej się boję.

Często też precz idę
ze strasznego dworu
aby nie postradać
zmysłów i humoru.

U mnie w kuchni straszy,
jak gdyby się wściekło,
i kuchnię przemienia
mi w dantejskie piekło.

Sprawa, trzeba przyznać,
wygląda parszywie.
Byłbym się sam zbiesił,
lecz odrazę żywię.

U mnie w kuchni straszy
do czasu gdy zmierzcha,
bo z nadejściem nocy
podła zmora pierzcha.

Im bliżej północy
tym mniej straszno w kuchni.
To jest pora duchów,
a ci są miluchni.

Z powrotem