WE ŚNIE

We śnie, nie wierzącym śmierci,
widzę Cię jasną, w słońca promieniach.
Czy są na Ziemi eksperci,
co rozumieją sekret istnienia?

Chyba tu jeszcze ich nie ma.
Może są w Niebie, w rajskiej domenie.
Oni by mogli, jak mniemam,
biednej mej duszy przynieść wytchnienie.

Brak mi jest Twojej Mądrości,
Twojego Ciepła, Pogody Ducha.
Wszystko to ginie w nicości?
Wszystko ponura niszczy Kostucha?

Jaka jest tego przyczyna?
Życie to przecież cudne zjawisko.
I zawsze śmierć je ucina.
Ale dlaczego? Po co to wszystko?

Wiem, że nadzieja zostanie
na drugie życie na innym świecie,
jak odgrzewane już danie,
gdzieś w luksusowym, nowym bufecie.

Czy w Niebo idąc po schodach
dusza nie potknie się, nie przyklęknie?
Czy tego życia nie szkoda,
gdy zbudowało się je tak pięknie?

Na pewno. Dziś w każdym razie
jest jak być musi, tak się wydaje.
Wiara niech sprzyja ekstazie,
że odnajdziemy siebie nawzajem.

I gdy się znowu spotkamy
przyjdzie nam usiąść i powspominać,
za skrzydłem Perłowej Bramy,
w nowym bufecie, przy lampce wina.

Z powrotem