SPRÓBOWAŁEM SWOICH SIŁ

Spróbowałem swoich sił
w prozie, choć nie jestem tuzem.
Już mnie owiał gwiezdny pył,
już objąłem muzę.

Miałem kontekst, miałem treść,
czułem się u świata steru,
poprzez który mogłem wieść
moich bohaterów.

Zbudowałem ich ze snów
razem z ich życiorysami.
Powkładałem im do głów,
że tak żyli sami.

Charaktery, im na złość,
dałem trudne, ale szczere
by się móc nacieszyć dość
każdym charakterem.

Powieść swój znalazła nurt,
czasem rwący, czasem błogi,
i humorem, jak gwiazd sznur
skrzyły się dialogi.

Tak udało mi się wgryźć
w barwny splot historii wielu,
że raz nawet śmiała myśl
przyszła o prequelu.

Wątki zazębiały się,
cały projekt szedł wspaniale,
gdy spostrzegłem, że wciąż tkwię
przy pierwszym rozdziale.

Nagle mnie ogarnął lęk,
że gdy już napiszę wszystko,
powstanie budzące jęk
opasłe tomisko.

Jak lód zimny zlał mnie pot,
jąłem się na nogach słaniać.
Arcydzieło, czy też gniot,
ileż tam pisania!

To nie z kilku strofek wiersz,
w którym wszystko się pomieści.
Proza: wiecznie pióro dzierż,
niewolniku treści.

Usłyszałem w sobie głos,
nierozważny neofita,
który mi zadawał wprost
kilka trudnych pytań.

Jakiej to jest cnoty wzór?
Czy ma miarą być talentu
grzęznąć wśród papieru gór,
w morzu atramentu?

W imię czego liter ciąg
kreślić ma mdlejąca ręka?
Lepszych zajęć brak dla rąk?
Po co ta udręka?

W odpowiedzi piórem w stół,
aż atrament się rozchlapał,
uderzyłem z góry w dół.
Zniknął cały zapał.

Rzeczywiście, chociaż żal,
to nie dla mnie jest robota.
Zresztą, to nie święty Graal.
Spytajcie robota.

Taka dola wszystkich sztuk.
Doczekały się swej pory.
To, co tylko człowiek mógł,
może już algorytm.

Sztuczny inteligent wie
co i jak ma się wydarzyć.
Można dać mu myśl lub dwie,
i powieść wysmaży.

Inny przyjdzie, w jeden mig
powieść chętnie mu przeczyta,
i recenzji cały plik
napisze bez pytań.

Trzeci zrobi z tego film,
czwarty będzie go oglądać,
my zaś w wolność, tak jak w dym.
Czego jeszcze żądać?

Z powrotem