ROWER WZIĘLI
Rower wzięli mi spod sklepu,
stary rower, istny grat,
miał przerzutkę do przeszczepu,
służył przecież tyle lat.
Rdzy miał więcej niż lakieru,
rdza się już imała szprych.
Jego pradziad z pegeeru
mógł mieć lepszy sznyt i blichtr.
Miał pedały tak rozchwiane,
ten od sasa, tamten w las,
że gubiły się na zmianę
gdym je cisnął raz po raz.
Łańcuch musiał z pedałami
puszczać się w obłędny pląs,
i zgrzytały nań zębami
tryby kiedy wśród nich grzązł.
Jakiś dziwak, oryginał
z charakterem w jarzmie wad,
uwięź łobuz poprzecinał,
i antyczny rower skradł.
Myśl mam taką dość nieskładną,
ale coś w niej chyba jest:
może buty mi ukradną,
bo znoszone są na fest.
Z powrotem