PRZYSZEDŁ RAZ
Tzw. "limeryk polski", inaczej: limarek
Przyszedł raz do baru gad.
W barze każe: coś bym zjadł!
Moje jady, bez przesady,
spadły do poziomu wady!
A barmana już przez próg
swada gada zbiła z nóg.
Rzekł: w butelkach, bagatelka,
jadów różnorodność wielka!
To nie dla mnie, mówi gad,
z wódy złudy mam od lat.
Dodatkowo, czy to zdrowo,
abym raził Wyborową?
Jak tu kąsać gdy miast ślin
z pyska tryska rum lub gin!
Na te słowa, barmanowa
twarz zrobiła się pąsowa.
Że gorzałą gardzi gad
szoku w oku błysk się wkradł.
Barman gada tak do gada:
do jadalni iść wypada.
Gdy wśród jadła zrobisz zwiad,
może wzmoże jadło jad.
Popatrz gadzie, tam na ladzie
kucharz różne dania kładzie.
Dobra była, myśli gad
rada, bada więc dań skład.
Kucharz w zwadę chciał wejść z gadem
wzrok wbijając weń jak szpadę.
Na to wytłumaczył gad,
że się w lesie lęka strat.
I powiada: jad mi spada,
przecież to degrengolada!
Daj mi jadła jeśliś chwat,
szczodrze, mądrze. Ocal jad!
U kucharza się nie zdarza
by dwa razy mu powtarzać.
Zaprosiwszy by siadł gad,
żwawo strawą raczyć rad.
Wnet roladę dał na ladę
marmoladę, oranżadę,
groch z kapustą, zestaw zup,
dzbanek grzanek oraz drób,
foie gras z gąski na przekąski,
pszenne kiełki i zawiązki,
kawę, kawior, kozi ser -
tanie danie wyższych sfer,
soczewicę, polędwicę
i z grzybami jajecznicę,
gorgonzoli znaczny kęs,
frytki, bitki, sztukę mięs,
figę z makiem z pasternakiem,
szczaw z cykorią i szpinakiem,
jabłka w cieście, de volaille,
gruszki z puszki, omlet z jaj,
przebój dziejów wart eseju:
jacek placek na oleju,
bukiet z jarzyn, kopru kiść,
dynie w winie, chrzanu liść
w formie rogu dla twarogu
do ślimaka i pierogów,
galon mineralnych wód,
dżemy, kremy, masło, miód,
comber z dzika i paprykarz,
bogracz, gulasz ze słoika,
smalec gęsty niczym lep,
bułki z półki, świeży chleb,
pasztet z kaczki, wykałaczki,
bób, marchewkę i ziemniaczki,
bigos co kucharek sześć
grzało śmiało na swą cześć,
miskę flaków, szyjki z raków,
także sól i pieprz do smaku,
dalej wszystko tak jak szło:
udźce, sztućce, fajans, szkło,
a na wety spod serwety
wystawały dwa kotlety.
O cię Florek, myśli gad,
widział przydział taki świat?
Pełna lada dóbr nie lada,
to gadowi odpowiada.
Czasu szmat jadł jadło gad
zanim za nim został blat.
Kelner skrada się do gada.
Rachuneczek! Gadu biada!
Zali się wypłaci gad?
W głębi gnębi widmo krat.
Gad spoziera na Kelnera
i w rachunku liczy zera.
"Trzymać szyk gdy forsy brak!"
Ale wcale nie wie jak.
Budżet w tyle sto dwie mile
dawno w prochu legł i w pyle.
Od bankructwa był o włos
kiedy z biedy zbawił głos:
Słuchaj gadzie, w tej dekadzie
kilo jadu idzie na dzień,
przyjmie więc apteka jad.
Nadój jadu w miejsce spłat.
Całym jadem co z obiadem
zyskał, spłacił dług z okładem.
Po czym w dal się udał gad.
W siną. Zginął po nim ślad.
Z powrotem