POZNAŁEM

Poznałem młodziana,
rzutkiego barmana,
gdym raz w Singapurze
gościł w jego biurze.
Rzekłem mu, kolego
wybierz coś mocnego
z pomiędzy butelek,
których masz tu wiele,
i pozwól mi proszę
wtrącić me trzy grosze,
bo jak inni muszę
otworzyć swą duszę
wśród trunków oparu
ponad ladą baru.
Czyś się natknął pono,
lub ci doniesiono
o pewnej miksturze,
która w Singapurze
jest przyczyną dumy,
czczona jest przez tłumy,
oraz kraj rozsławia
jak ogon u pawia?
Najwyższej też rangi
był to napój w Changi,
jak go zwał Król Szczurów,
"nektar z Singapuru".
Mów, co wiesz o drinku
Singapurskim Slingu!
Chłopię się zmieszało
jak gin z curaçao,
i miał odcień cery
w stylu bloody Mary.
Z jego rzadkiej miny
jak vodka-martiny
czytam, że go wiodę
na głęboką wodę.
Ale już po chwili
ku mnie się pochylił
i zmienionym głosem
mruczy mi pod nosem:
Kiedy byłem mały
babki powiadały,
że to jest legenda.
Przy różnych obrzędach
znanych w Singapurze,
o jednym najdłużej
snują się przekazy.
Ja sam kilka razy
słyszałem pogłoski,
że kiedy ni wioski
nie było, ni miasta,
żyła tu niewiasta.
Chciała mieć partnera,
hunter-gatherera.
Lecz gdy jakiś hunter
przybiegł za bażantem,
lub gatherer młody
przyszedł na jagody,
jak przyszli znikali
wśród chaszczy i malin.
Przemyślna niewiasta
napiekła więc ciasta.
Darmo niosła kosze,
każdy zjadł, i poszedł.
Gdy dobre zawiodły
uczynki i modły,
wtedy się uciekła
do sposobu z piekła.
Raz, w północnej porze,
hen w głębokim borze,
w garncu wymieszała
wszystko to co miała:
bezkresne godziny
samotnej dziewczyny,
i tęskne spojrzenia
do powiek omdlenia,
różowe nadzieje
nad ranem gdy dnieje,
i smutną pokorę
co wraca wieczorem,
żar uczucia płonny,
i łez ekstrakt słony,
sny o smaku miodu,
i gorycz zawodu,
zrozpaczone krzyki,
i inne składniki,
których mogło wkraść się
chyba siedemnaście
(niesprawdzone wieści
twierdzą, że czterdzieści).
Po nocnych mozołach
pot otarła z czoła,
i przelała czary
do misternej czary.
Tak właśnie powstała
pierwsza doskonała
wersja do powtórzeń
slingu w Singapurze.
Kto pił z czary panny
wnet był jej oddany.
Zbierał tylko dla niej,
szedł na polowanie,
gotów być jej cieniem
na każde skinienie.
Mogła od tej pory
miewać złe humory,
boczyć się i droczyć,
robić słodkie oczy.
Tak właśnie powstała
pierwsza doskonała,
jak chce głosić fama,
singapurska dama.
Dzisiaj, gdy dzieweczka
spotka myśliweczka,
któremu jest rada,
też mu slingu zada.
Takich to bajdurzeń
barman w Singapurze
mi naopowiadał.
Ja myślę, że swada
trochę go poniosła
lub miał mnie za osła.
Nie mógł wiedzieć przecie,
że obyty w świecie
miałem pośród drinków
wiele pojedynków.
Z Singapurskim Slingiem
stałem klinga w klingę,
i owego Slingu
nie puściłem z ringu
nim go nie poznałem
z całym arsenałem.
Jak człek doświadczony,
ja takie androny,
nawet od barmana,
mam za worek siana.
A są też poszlaki,
że dość bylejaki
barman w Singapurze
był tam na chałturze.
Do dżinu tonika
limonkę mi wsmyka,
gdy do tonu z dżinem
trzeba dać cytrynę.
Jeśli tego nie mógł,
jak wierzyć takiemu
w jego puste słowa?
Lepiej niech się schowa
z jego sprytem tanim.
Poznałem się na nim.

Z powrotem