POŻEGNANIE OJCZYZNY
Byłeś mym domem, dobry Brisbanie,
bądź zdrowy!
Ślad mego życia z tobą zostanie
połowy.
Subtropikalna baśń kolorowa
za nami.
Różnymi przyjdzie nam podróżować
ścieżkami.
Czas nas odmienił, jak wszystko zmienne
odmienia,
ale zachować dał nam bezcenne
wspomnienia.
Ty od początku mnie otoczyłeś
opieką.
Dałeś zajęcie i lokum miłe
nad rzeką.
Twoje tonące w wiecznej zieleni
ulice
zostaną wzorem raju na Ziemi
w praktyce.
Na twych bulwarach schludnych, starannych,
i skwerach
witały bary, tuż po porannych
spacerach.
W dzień można było, czy to w upale,
czy w chłodzie,
w twym botanicznym wytchnienie znaleźć
ogrodzie.
Zorze wieczoru lały rumiane
wypieki
w twarze płynących katamaranem
wzdłuż rzeki.
Trwa w mej pamięci pieczołowicie
wykuta
twej panoramy wizja na szczycie
Mount Coot-tha.
Wzgórz twych i dolin obraz spamiętam
przez lata,
i to, jak miasto rzeka twa kręta
oplata.
Zwiedziłem bliskie za twoim płotem
rubieże,
od Słonecznego po słynne Złote
Wybrzeże.
Dni w słońcu biegły, odwlekał zmianę
czas chojny.
Spokojne życie nad Oceanem
Spokojnym.
Dzisiaj, Brisbanie, cierpisz na atak
migreny,
kiedy ci rosną koszty pro-rata
i ceny.
Pewność twa topnieć jak bryła lodu
zaczyna.
Zżera cię tumult i samochodów
lawina.
Wszystko jak powódź minie ponura.
Bądź mężny,
podobny klifom z Cypla Kangura.
Potężny.
Żegnaj więc druchu mój znamienity,
kolego.
Ty mnie wspominaj też, River City,
jak swego.
Z powrotem