PODWÓRKO

Stroszy kaczka swe piórka, jest królową podwórka,
lecz od bólu spuchniętą ma głowę.
Nie jest bardzo szczęśliwa. Ma nad czym utuskiwać,
bo trudności wciąż piętrzą się nowe.

Ból się wzmaga na dobre, coś tam kłuje pod ziobrem,
czkawka targa jak wybuch petardy,
wśród obrzęków i znaków blednie ślad kosiniaków,
lecz i tak los jak kamysz jest twardy.

Chociaż czasem się uda zagrać jeszcze na dudach,
jednak plącze się już partytura,
znów gdzie indziej, choć piska, gdy przysłuchać się z bliska,
w zgiełku ki zapiewajło tam szura?

Trzeba metod poszukać po to, żeby nauka
w las nie poszła lecz raczej na marne.
Po co dzieci nieśmiałe uczyć na temat białek
skoro przecież wystarczy im czarnek.

Z kąta co zarósł chwastem płyną gusła czarzaste,
których czar cicho zgasł na panewce.
W tejże podwórka stronie rój tęczowych biedrońek
chce wolności, lecz wolnych stref nie chce.

Drób wciąż dzierży szczyt górki, przy kaczuszkach są kurski,
lecz jak długo się tak utrzymają,
gdy na dole szyk zwarty tworzą gniewne lemparty,
bo zdarzyło się właśnie znieść jajo.

Rzeczywistości takiej nie tknij choćby bosakiem,
bezhołownia to nawet już nie jest,
murek wprawdzie kamiński, ale grunt raczej gliński...
Gowino wart ten cały interes!

Z powrotem