MIAŁEM ZAMEK

Miałem zamek przebogaty,
a w nim lochy i komnaty,
w tych komnatach piękne szaty,
i atłasy, i brokaty.

W lochu leżał pled włochaty,
a na ścianach jakieś szmaty,
oprócz tego różne graty
oraz czajnik do herbaty.

W stajni stały dwa bachmaty,
jeden z nich był zezowaty,
za to drugi cały w łaty.
Ochwacone oba chwaty.

W oknach zamku były kraty,
a na kratach pnące kwiaty,
a pod zamkiem mur szczerbaty,
a na murze dwie armaty.

Żywot wiodłem piegowaty,
ni to łysy, ni kudłaty,
zajmowały mnie tematy
od trywialnych po dogmaty.

Mogłem wgłębiać się w lematy
lub rozstrząsać dylematy,
a gdy chciałem być żonaty
przez umyślnych słałem swaty.

Zwykłem wiązać był krawaty,
na gitarze grać toccaty,
puszczać w ruch automaty,
i układać poematy.

Z dział strzelałem na wiwaty,
choć wlepiano mi mandaty.
Nie pomogły postulaty,
że to zdrowe dla prostaty.

Kupowałem gdzieś makaty,
urządzałem też regaty,
bardzo często na przedpłaty,
bom jest praktyk i pragmatyk.

Naraz mi doniosły czaty,
że mój sąsiad, Prot Brodaty,
zwołał wszystkie swe kamraty,
i przekroczył me rogaty.

Larum grano i kantaty,
a Prot hufce swe w chałaty
odział zdobne w emblematy,
chociaż wszystko wziął na raty.

Rzekł mu ochmistrz, typ pryszczaty,
z konia, który był srokaty,
i z uśmiechem, (a zębaty
uśmiech miał): "Nie ma na spłaty!"

W lesie rósł dąb rosochaty,
który rodzić miał dukaty.
Tak wydukał dziad dziobaty
gdy go pytać jęły katy.

Dziad pod dębem raz przed laty
spał, po którejś tam z pijatyk,
i napotkał wstając z maty
z dukatami dzban pękaty.

Pod ten dąb parł Prot tej daty.
W drodze wyżarł me tomaty,
końmi wypasł plon sałaty,
i stratował mi rabaty.

Zawrzał we mnie gniew Sarmaty,
wziąłem prysznic lodowaty,
i chwyciłem kij sękaty:
Na pohybel wam, psubraty!

Straż zamkowa i lud z chaty,
zbrojni w miecze i łopaty,
utworzyli szyk pstrokaty
chcąc rachować wrogom gnaty.

Leśne się zjawiły skrzaty.
(Gałąź banku i lokaty
miały w dębie, gdzie wypłaty
sumą był co najmniej patyk.)

Skrzaty skrzętnie dwie pałaty
rozciągnęły w mig na statyw.
Szpital polny i skład waty
stały jako rezultaty.

Bój rozgorzał do zatraty.
Roniąc, zwarły się goliaty,
zębów grad i skóry płaty
na murawy plusz puchaty.

Znalazł się też jeden satyr
co z satyrą miał plakaty,
a zaś pewien gryf skrzydlaty
z lotu rzucał w dół granaty.

Wielu wzięło swe manaty
i udało się w zaświaty.
Prot otrzymał tęgie baty
i znaczące poniósł straty.

Kiedy wchodzić chciał w traktaty
sąd wydały magistraty,
sól mu dano i pataty,
i posłano w kazamaty.

W inne jeszcze tarapaty
popadł Prot gdy wyszedł z klaty.
Wariat był to nad wariaty,
a los przypadł mu garbaty.

Dość przypomnieć tu miazmaty
niekończących się lewatyw,
lub też, jak chcąc ogrzać wiaty,
puścił z dymem dwa powiaty.

Raz tak hucznie czcił Dzień Taty,
że zostały mu wakaty.
Lecz by spisać te dramaty
nie posiadam prerogatyw.

Z powrotem