KIEDY ŻYJESZ

Kiedy żyjesz to nie wiesz, że właściwie cię nie ma,
śmierć dopiero tę prawdę odkrywa.
Byt i niebyt w istnienia wbudowane są schemat,
przy czym niebyt to wersja prawdziwa.

Wiele na to niezbitych spotykamy dowodów:
gdzie nie spojrzeć to kogoś brakuje.
"Byli tutaj niedawno, więc uciekli do przodu?"
Nie, to niebyt się manifestuje.

Najpierw długo cię nie ma, w końcu zjawiasz się żeby
poużywać cielesnej swej formy,
zaraz potem skwapliwie znów ogarnia cię niebyt,
i tak wszystko powraca do normy.

Tylko pustka i nicość mają jakieś znaczenie,
to zagadka, paradoks i draka.
Cały wszechświat to przecież głównie puste przestrzenie,
kot w nim chyba materii napłakał.

I materia jedynie jest materią miejscami,
czyli tam, gdzie są jądra atomów.
Czasem przemknie elektron, ale między jądrami
zieje pustką na wiele angströmów.

Wreszcie, jądra są z kwarków, kwarki zaś Bóg wie z czego,
jak ten Cheshire kot u Schrödingera,
który jest i go nie ma, w zależności od tego
czy kto właśnie na niego spoziera.

Wszystko zatem jest względne i zarazem kwantowe,
przeto ciągle należy wyliczać
to, na ile jest pewne w każdej chwili, że człowiek
godnie wiedzie swój względny kwant życia.

Czy w ogóle jest warto się czymkolwiek przejmować,
skoro wszystko zamyka się w kwantach?
Rzucasz w pustkę pytanie, pustka na to gotowa,
śle ci echo inkantacji Kanta.

Z powrotem