KIEDY NAD ŚWIATEM
Kiedy nad światem zawisła bomba,
zdobycz nauki straszliwa,
każdy z obawą w niebo spoglądał,
czy to już koniec, zgadywał.
Liczne protesty, mądre wykłady,
obrazy Armageddonu,
uzmysłowiły ogrom zagłady,
i nieco spuszczono z tonu.
Świat się nie skończył. Wybrano życie,
rozwoju drogę wspaniałą.
Kilka pokoleń w pełnym rozkwicie
tą drogą śmiało stąpało.
Czy pobłądzono gdzieś na rozstaju?
Busola wypadła z garści?
Droga, co miała wieść do bram Raju
przywiodła na brzeg przepaści.
Bo oto znowu świat drży w posadach,
i stara dręczy go zmora.
Zda się, wartości większość postradał
tak żywych jeszcze do wczoraj.
Czy są gdzieś jeszcze orędownicy
pokoju w imię przetrwania?
Czy już nikomu myśl o głowicy
snu z powiek nocą nie zgania?
Czy jakoś dziwnie zobojętniała
na grozę duża część ludzi?
Czy dusze nie są szczęśliwe w ciałach,
życie je męczy bądź nudzi?
Może po prostu sfatygowani
barażem starć na poglądy,
licząc, że wszystko rząd zrobi za nich,
wszyscy się zdali na rządy.
Jest wola w słowach, trochę mniej w czynie,
szpiegów kotłują się roje.
Ratunek może leżeć jedynie
w ponownym wyścigu zbrojeń.
Tej konkurencji, choć jest niezdrowa,
skutki już raz się sprawdziły.
Narody wolność mogą zachować
wyłącznie w pozycji siły.
Kiedy nad światem ciemność się szerzy,
przeciwko niej, tu i teraz,
trzeba nam w jasnych zbrojach rycerzy.
Inaczej - jasna ...!
Z powrotem