JULEK
Julek Słowacki z Polski
miał talent iście boski.
Pisywał takie hity,
a każdy znakomity,
że miałby świat filmowy
z każdego film kasowy.
Gdyby nagabnął teraz
producent reżysera:
Czy nie czas już, kolego,
filmować Słowackiego?,
filmowa sztuka zgniła
od dna by się odbiła.
Kiedy go zaczną w trudzie
przetwarzać w Hollywoodzie
nie będzie nad Juliusza
lepszego scenariusza.
Owacje bedą w kinie
zawsze po "Balladynie",
każdy się bilet sprzeda
na film "Lilla Weneda",
gapie po kilka razy
obejrzą film "Fantazy",
wrażliwi jeszcze lepiej
wzruszą się na "Mazepie".
Krwi żądnych rozweseli
"Sen Srebrny Salomei",
Oskar to będzie fraszka
dla filmu "Złota Czaszka",
mistycy oniemieli
zachłysną się "Anhellim",
filmem szczególnej troski
będzie "Samuel Zborowski",
nie będzie ni jednego
widza co "Horsztyńskiego"
nie zna, lub poprzestanie
jedynie na "Kordianie".
Dla widza wybrednego
ma Julek "Beniowskiego",
a tam gdzie pustka głucha
wyświetlą "Króla-Ducha".
Na wszystkich festiwalach
jury pozadowala,
i kin napełni tacki
wielki Juliusz Słowacki.
Z powrotem