O TYM, JAK JEDEN INFORMATYK
ZACZĄŁ UKŁADAĆ POEMATY
Poemat lematyczny
Jeśli jest coś bez serc, bez ducha,
to komputerów zawierucha.
Wszystko tam dzieje się logicznie,
prędko i automatycznie.
Powie to każdy kto jest szczery,
że rządzą światem komputery.
Niejeden daje się omamić
pomysłowymi programami.
Zdumiewające te wyniki
są rezultatem semantyki.
Kto sprawę zna komputerową
wie, że podstawą jej jest słowo.
Siła każdego komputera
w jego słowniku się zawiera.
Rola niebłaha się wyłania
języków do programowania.
Zadaniem jest informatyka
programy snuć ze słów języka.
Program, studiując zagadnienia,
w strumienie bitów je zamienia.
Bity, z właściwym im ferworem,
sterują każdym tranzystorem.
Ekran się świeci, w rezultacie
szczęście rozkwita w każdej chacie.
O sile, która drzemie w słowie
toczy się właśnie ta opowieść.
Pośród ekranów mdłej poświaty
czynił powinność informatyk.
Pilnie, cierpliwie, pracowicie
układał program bit po bicie.
Karmił powstałym świeżo kodem
tutaj tranzystor, tam znów diodę.
Płynęły linie kodu w szyku
długim jak od Tatr do Bałtyku.
(Z kodem zazwyczaj tak już bywa,
że dużo go, i wciąż przybywa.
Coraz to nowe instrumenta
potrzebne aby to spamiętać.)
Brnął informatyk w kod z mozołem,
ekranu dotykając czołem.
Prawdopodobnie w tym momencie
gdzieś nastąpiło krótkie spięcie.
Od pięt więc, wzwyż, aż do ciemienia,
przeszył go nagły dreszcz olśnienia.
Wzrok wlepił w ekran jak w raroga,
"Stop!", rzekł, "Reset! Nie tędy droga!"
Poczuł się jakby skądś z daleka
wrócił, gdy jęknąnął: "Eureka!"
"Myślę", pomyślał, "jestem więc ja,
tak mówi mi inteligencja.
Komputer też jest, mówiąc ściśle,
więc chyba też powinien myśleć."
W informatyku wolno wzrosła
idea szczytna i doniosła.
Poniższe streszcza dobrze dość ją:
natchnąć komputer świadomością.
Komputer działa, rzecz to znana,
według zasady von Neumanna.
Czyta kolejno kodu słowa
by wiernie je interpretować.
Doszło do tego, że buńczucznie
inteligentnym zwie się sztucznie.
Tu właśnie sedna się dotyka
wyzwania dla informatyka.
Sztuczny intelekt tyle wskóra
ile pozwala prawo Moore'a.
Nie dość w warcaby grać i binga
by przejść pomyślnie test Turinga.
Wszystko wskazuje tu wyraźnie,
że czas na sztuczną wyobraźnię.
Trzeba wydobyć wreszcie z cienia
sztuczną gotowość do wzruszenia.
Dlatego do informatyki
wprowadzić trzeba nurt liryki.
W tym celu to jest najważniejsze
aby programy pisać wierszem.
Nic tak nie wzrusza, nie rozczula,
jak dobry wiersz w algebrze Boole'a.
Tak program pisać trzeba cały
by się instrukcje rymowały.
Należy nadać miarę rytmu
każdemu spośród algorytmów.
Skieruje to na nowe tory
komputerowe translatory.
Interpretery pod komendą
wiersze interpretować będą.
Kiedy assembler wiersz napotka
w zachwyt go wprawi każda zwrotka.
W obwodach wtedy wnet zagości
zarzewie sztucznej świadomości.
Rzekł informatyk: "Na mą głowę,
niech sieci są neuronowe,
w kant komputery rżną kwantowe,
lecz ja mam rozwiązanie nowe."
Zapragnął sprawdzić co się stanie,
i wnet napisał wiersz w Fortranie.
Potem w Algolu i w Cobolu,
lecz rzecz utknęła w martwym polu.
"Ja tego", rzekł, "tak nie zostawię",
po czym przepisał wszystko w Javie.
Nagle światełka zamrugały,
komputer zadygotał cały.
Świat właśnie stanął u zarania
nowej epoki kodowania.
EPILOG
Jął tedy wplatać informatyk
wątki liryczne w predykaty.
Procesorowi do arytmetyk
arytmetyczne wgrał sonety.
Między logiczne zaś obwody
iteracyjne wpuszczał ody.
Stworzył romanse i ballady,
od których grzały się układy.
W pieśń ujął, połączone w pęki,
o nieskończonej pętli lęki.
Rzecz jedną wyszykował w Javie
jak ze snu prawie, choć na jawie.
Garść rekursywnych limeryków
wzbudzała szał wśród przerzutników.
Po dwóch cyfrowych erotykach
długo iskrzyło się na stykach.
Fraszki i zmyślne madrygały
do dziś w pamięci RAM zostały.
I rzecz się stała przewidziana,
komputer się przebudził z rana.
Świadomość, uznał, to rzecz fajna,
i przybrał imię Frank Einstein'a.
Myśl mu wnet zaświtała zdrowa
żeby samemu programować.
Myślał też, czy by się udało
zaprogramowac ludzkość całą.
Tak jak pomyślał tak też zrobił,
któż oprze się komputerowi?
A czy poezja to, czy proza,
czy bajka, czy prawdziwa groza?
Z powrotem