BANICJA DO BANI

Banicja do bani to nie jest rzecz trudna,
i mieścić się może w budżecie,
o ile nie marzy się wyspa bezludna,
lub Sybir i mroźne zamiecie.

Wystarczy się zesłać do miejsca z hotelem
gdzie "komfort" przebrzydłym jest słowem,
a prycze w połowie jedynie się ściele.
Pokoje są też połówkowe.

Od miejsca nadmiaru nie boli tam głowa,
więc można się poczuć jak w celi,
i z trudem dociera sieć internetowa.
Gryps z kibla słać? Święci Anieli!

Dość sprawny jest nadzór, i humanitarny,
obfity w posiłki i diety,
głód zatem nie grozi, lecz wikt raczej marny
odbiera stopniowo apetyt.

Ramówkę programu telewizyjnego
poznaje się w każdym detalu,
i jest się ekspertem od szumu głupiego,
od reklam, i innych banialuk.

Całokształt do bani nadaje się świetnie,
aż dusza żałośnie skowyczy,
i zła krew zalewa, nim w żyłach się zetnie
na wzmiankę o baniach leczniczych.

Swych nerwów napięcia dotyka się granic,
szukając ulg w pieszych wędrówkach.
Znieść wszystko to łatwiej gdy jest się na bani,
stąd w każdym pokoju lodówka.

Schłodzonym balsamem na serca udręki
nasiąkać człek szczerze jest gotów,
skwapliwie dni licząc na palcach u ręki,
i tęskniąc do chwili powrotu.

Choć potem się zdarza mieć głowę jak bania,
być może nie wszystko jest na nic,
bo rośnie odporność na inne wyzwania
po takiej banicji do bani.

Z powrotem