CISZA
Szum tłuszczy opuszczam
i pierzcham w swą niszę,
zaszyty w pielesze
przenoszę się w ciszę.
Tą ciszą opaszę
się szczelnie jak szalem
z szynszyli, lub z pluszu
puszystym woalem.
Ta cisza mnie cieszy
gdy głaszcze me uszy,
jest szczodrą pieszczotą,
rozkoszą dla duszy.
Ta cisza tak wzrusza,
że brzeżkiem kontusza
łzę rzęsę co zrasza
pośpiesznie osuszam.
Ta cisza przenika
do szpiku w piszczelach,
przywiódłszy do szlochu
wszak znów rozwesela.
Ta cisza mnie peszy
jak szczęsna dziewuszka
co muska jak muszka
opuszkiem paluszka.
Ta cisza mnie śmieszy,
tumani, przestrasza,
ech Litwy w niej szukam,
eh, nikt się nie zgłasza!
Ta cisza, jak tuszę,
po trosze narusza
arkusze Ajnsztajna
i Galileusza.
W tej ciszy się słyszy
jak czas się rozprasza,
z przestrzenią się miesza,
i wreszcie wygasza.
Ta cisza umieszcza
mnie w głuchym swym gąszczu,
i moszczę me leże
szczyptami jej miąższu.
Ta cisza kołysze,
i tym przypomina
podróże nieduże
kuszetą na szynach.
W tej ciszy się wskrzesza
najsłabszy szum wszelki,
jak szmerek co mieszka
we wnętrzu muszelki.
Ta cisza mi szepce
jak zasiał ktoś makiem,
jak szara mysz szura
pod szorstkim przetakiem.
Ta cisza zna sztuczki
jak wróżka
co różdżki
koniuszkiem do łóżka
snu wpuszcza kłębuszki.
Ta cisza mnie zmusza
bym rzucił na szalę
garść przywar szlachetnych
i trzy grosze szaleństw.
Patroszę z tej ciszy
sznur wątków jak z kosza,
by prząść z namaszczeniem
jak wiersze Miłosza.
W tej ciszy wyszydzam
koszmarne szansony,
a zwłaszcza wywłaszczam
szkaradne ich tony.
Jak husarz ta cisza
zgrzyt każdy rozkruszy,
jak szablą szermuje
i szyje jak z kuszy.
Szafuję tą ciszą
i szastam nią z szykiem,
a wszystko okraszam
kunsztownym wierszykiem.
Lecz strzec ciszy muszę,
i o nią się troszczę,
by móc się nią szczycić
i chronić od roszczeń.
W tę ciszę wydyszę
pragnienia najskrytsze,
szacunku nie szczędząc
przebiegle i chytrze.
A cisza je przyjmie
bez szwanku, najczulej,
i zawrze na zawsze
jak w szklanej szkatule.
Z powrotem