CHYBA PRZECHODZĘ

Chyba przechodzę na dług karciany.
Zwyczaj to znany i szanowany,
szczególnie teraz, gdy z karty czytać
każdy chce wszędzie, niczym wróżbita.

Na ogół miałem w pogardzie karty,
i w tym bywałem dosyć uparty.
Barwne karteczki zawsze wolałem
z wydrukowanym ich nominałem.

Lecz te przydają się coraz rzadziej,
mało kto na stół jeszcze je kładzie.
Gdzie tylko coś jest cokolwiek warte,
wszystko się stawia na jedną kartę.

Kiedy odwiedza się jakąś kasę,
gotówka w kasie tej jest pariasem.
Na drobne nigdzie nikt nie rozmienia,
i ciągle nowe są utrudnienia.

Wciąż za przeszkodą rośnie przeszkoda,
a tu banknotów i monet szkoda.
Marna pociecha jeśli z matrycy
wytwarzać będą je chałupnicy.

Nawet gdy zrobią je tak dokładnie,
że pochodzenia ich się nie zgadnie,
dla niepoznaki lekko wymielą,
zawsze to jednak będzie zły szeląg.

Ten dobry musi odejść jak struty.
Złożą go w krypcie kryptowaluty.
Bo już w transakcji wpisał się schemat
pieniądz, którego w ogóle nie ma.

A ja, z moimi w talii kartami,
jestem na równi z jaskiniowcami,
i nie przesadzam tu z mym osądem,
gdyż pieniądz musi płynąć dziś z prądem.

Płacąc zajęte można mieć dłonie,
ponieważ płatność jest w telefonie,
albo w zegarku, w kolczyku w nosie,
lub w branzoletce, lub w papierosie.

Gdy papierosy są elektryczne,
też mogą funkcje pełnić rozliczne.
Weźmy, ktoś chce się zaciągnąć szlugiem,
a z zaciągniętym budzi się długiem.

Wielka wygoda, mówię to serio,
chociaż być musi portfel z baterią.
Gdy portfel zgaśnie, lub sieć nawali,
można postępu doświaczyć skali.

A postęp nadal chce postępować,
i ostatniego nie wyrzekł słowa.
Pieniądz pojawi się biometryczny,
potem kwantowy i genetyczny.

Zamiast dukatów, talarów, rupii,
na odcisk palca wszystko się kupi.
Wreszcie nadejdą i takie czasy
kiedy wystarczy splunąć do kasy.

Do tych triumfów może dać klucz nam
inteligencja. Choćby i sztuczna.
Nie ma co trwonić czasu na ploty,
naplujmy w dłonie, i do roboty!

Z powrotem