BEZSILNOŚĆ
Bezsilność czasem przytłacza
pośród dziedzictwa szczytnych fiask.
Nie dość tu mędrca, siłacza.
Blado się tli odwieczny blask.
Życie nie ma wiele sensu,
każdy to wie, kto żył choć raz.
To za sprawą precedensu,
gdy już na starcie projekt zgasł.
Adam z Ewą w pełnej skali
mieli mieć dla siebie raj.
Ale się nie popisali.
A ty, człowieku, teraz łkaj.
Może by można odrobić
stratę setek tysięcy lat,
i zamiast trwonić zasoby
ponosić zyski w miejsce strat.
Problem dawno jest stwierdzony,
oznajmia go niejeden głos
z katedry, z podium, z ambony,
a przeszkód wciąż się piętrzy stos.
Trzeba zadbać o planetę,
nie truć powietrza jej i wód,
zoperować jak lancetem
przemysł, by amputować brud.
Upowszechnić edukację,
na powrót przywieść ją do szkół,
z mądrości czynić atrakcję,
głupocie nie dać szansy pół.
Socjalnych planów nie winić,
raczej naprawiać każdy błąd,
pozwolić by wskaźnik Gini
wskazywał ważnych starań front.
Gdzie zdrowe ciała i duchy,
gdzie jadła i schronienia dość,
rodzą się inne odruchy
niż grabież, nienawiść i złość.
Gdy całe armie przyjazne
odrzucą niepewność i lęk,
w lufach, miast śmierci żelaznej,
róż życia pojawi się pęk.
Może się uda odzyskać
raj utracony. On gdzieś trwa.
Lecz wciąż gdy przyjrzeć się z bliska,
tyle przed nami co i za.
Z powrotem